sobota, 31 sierpnia 2013

The Versatile Blogger Award

No to tak:
- podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry
- pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
- ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby
- nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują
- poinformować o fakcie nominowania autorów blogów
 
Dziękuję osobom, które nominowały tego otóż bloga twierdząc, iż jest on cudowny idealny i te inne dziwne kłamstwa za które będą smażyć się w piekle tymi osobami są:
( tak, tak kopiuj wklej bo ja to tępa jestem ;333 )
 
Chciałam tą nagrodę tak ładnie w paintcie ale leniwa zbytnio jestem :) a więc znowu kopiuj wklej z czyjegoś bloga ;3
 

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 37 ♥

Dzieliło nas kilka centymetrów, nasze nosy stykały się ze sobą, oddechy mieszały się by stworzyć jeden, pełen miłości oddech. Po chwili na moich ustach poczułam wargi Nathana. Tak bardzo tęskniłam za ich delikatnością, ale i też stanowczością. Rękami błądziłam po zasłoniętym koszulką torsie chłopaka. Przerwaliśmy nasz pełen emocji pocałunek, by móc nabrać powietrza do płuc. 
- Tęskniłem skarbie. Bardzo - te trzy słowa które wyszeptał w zagłębienie między moją szyją a tułowiem, wywołały u mnie na nowo motylki w brzuchu. Wyczuwam, że te święta jednak nie będą totalną porażką.
- Dobrze, że już jesteś. Naprawdę byłam już bliska kompletnego załamania. Dziękuję, że wróciłeś. - wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam prosto w oczy - Zostań ze mną, tu na zawsze. Błagam.

Nathan położył swoje dłonie na moich i ściągnął je z twarzy. Zbliżył się do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. 
- Zostanę na tyle ile będziesz chciała. Nawet i na wieczność. - wtuliłam się w niego, a on objął mnie tak jakby bał się że mu ucieknę.
Gdy tak staliśmy w tej kuchni przytuleni do siebie, usłyszeliśmy że coś upada na ziemię. Odwróciliśmy się w tym kierunku, a tam ujrzeliśmy zszokowanego Jay'a, wokół którego na ziemi leżały produkty spożywcze, które mu wypadły z rąk, na nasz widok jak sądzę. 
- Ja tylko po zakupy świąteczne pojechałem z chłopakami, a wy już we dwoje. Nie, wróć. Co wy do jasnej cholery robicie razem. W jednym domu. W tym samym pomieszczeniu. - obiema rękami trzymał się za głowę i kręcił nią z niedowierzaniem. 
- Kochany braciszku, musisz uwierzyć w to że nadszedł koniec Jaythana. Naprawdę informuję Cię o tym z żalem. Byliście cudowną parą, ale musisz uczepić się Maxa. Sądzę, że Łysol przyjmie Twoją osobę z otwartymi rękoma.- przytuliłam się do boku Loczka. 
- I tak Cię nie ominie świąteczne gotowanie oraz sprzątanie. - grożenie palcem na mnie nie działa
-Wiesz przecież, że nie powinnam się przemęczać. - skoro jestem jego siostrą powinien mi powiedzieć, że nie muszę robić tych wszystkich męczących prac, aby być w pełni gotową na święta.
- Och, siostrzyczko gotowanie nie jest aż tak męczące. A popatrz masz tu mistrza, on Ci pomoże. - dłonią wskazał na Sykesa.
- Muszę zajrzeć do mojego kalendarza czy mam dla was czas. Taka zajęta ostatnio jestem. Wiesz bycie sławnym zżera bardzo dużo cennego czasu. - zarzuciłam teatralnie włosami, a chłopcy jak to oni przewrócili oczami. - Na wasze nieszczęście nie mam czasu dla was. Przykro mi, ale prezenty się same nie kupią.
- Spójrz Jay na to z innej strony. Wy się zajmiecie domem, a ja i Gabrysia spędzimy dzień na zakupach świątecznych. No a w kolejnym dniu to my zajmiemy się końcowymi sprawami, a wy tam jakieś prezenty kupicie. Nie będziemy wam przeszkadzać. - ja to wiem, że chce ze mną czas nadrobić, ale jak mam mu prezent kupić będąc z nim?! To chore przecież, mam mu powiedzieć wybierz sobie co chcesz ja płacę? Nie! Tradycja to tradycja i ja mu kupię ten pieprzony prezent, choćby miał to być papier toaletowy. Dobra myśl.
- Nie puszczę mojej małej siostrzyczki z Tobą, zakało! Jeszcze ją ktoś porwie, albo coś gorszego i co?! - przez ten bulwers mojego brata nie mam dopływu powietrza, bo ten wielkolud mnie przydusza.
- Loczuś, przeżyje. Co może mi się stać z Nathanem? Nie wątpię, że te ciule z aparatami będą za nami chodzić no ale jestem sławna więc co mi szkodzi. A jeśli w zabawkowym zrobimy wiochę to trudno, najwyżej będą na następny dzień piękne nagłówki w gazetach. A przy okazji puść mnie. - wyrwałam się z tego silnego uścisku i udałam się do salonu, by trochę poleniuchować. 
- A ty gdzie?! Nie ma leżenia, jedziemy na zakupy, bo potem nam wszystko wykupią - ręce Nathana oplatają mnie w tali i jakby tak no tracę grunt pod stopami.
- Durniu, umiem chodzić. I muszę się przebrać, bo jest zimno. Daj mi moment. - sprzedałam mu szybkiego buziaka i pędem udałam się do mojego pokoju, aby wybrać odpowiedni strój na ten grudniowy, zimny dzień. Po 10 minutach z szafy wygrzebałam taki zestaw ubrań. Przejrzałam się w lustrze i stwierdzam, że nie wyglądam aż tak źle.
No bo wiadomo jak spotkamy paparazzi to muszę jakoś wyglądać, przecież nie pójdę w worku na ziemniaki. 
- O ja pierdole. Kto zabrał moją małą wiedźmę, która wyglądała jakby dopiero wstała?! Kto ją podmienił na tak piękną dziewczynę? Zabrali mi moje brudaska - zgadnij kto, czyli w drzwiach do mojego pokoju stoi nie kto inny jak Nathan James Sykes. Boże, jak on szeroko otwiera tą buzie. 
- Aha, czyli wolisz mnie w brudnych ubraniach, nie ułożonych włosach. Rozumiem, że mam się przebrać i wyjść do ludzi w tym w czym Ciebie przywitałam? - podeszłam do niego naprawdę niebezpiecznie blisko.
- Tak jest idealnie. - swoje dłonie położył na mojej talii i nimi przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Poczułam jego spokojny oddech na mojej szyi - Boję się, że teraz to ja źle wyglądam. Jeszcze mi ktoś porwie taką ślicznotkę. - szepnął mi do ucha, a ja zachichotałam, jak jakaś napalona nastolatka.
- Całuj, a nie grasz w jakieś chore gierki, Sykes. - wymamrotałam w jego usta, po czym wpiłam się w nie.
_________________________
Czy tylko ja tutaj rzygam tęczą?
Co za badziewie. Tak naprawdę to chyba z 2, czy 3 rozdziałów jestem dumna. No bo reszta to totalne dno, seryjnie.
Tak wiem, że wam się on podoba, chociaż was nie rozumiem. Czytam wiele blogów i każdy jest na wysokim poziomie równo prowadzony. A ja mam wzloty i upadki fajności. O chryste, Gabryśka co ty ze sobą robisz.
Dobra nie użalam się nad sobą jestem fajna, super i wgl. :))))))))))))))))))))))))))))))))
A i spójrzcie jest zakładka INFORMOWANI. Zajrzyjcie, jeśli czytacie i chcecie bym was informowała ;*
Do nastepnego kociaki ♥
Sykesówna ♥ aka Gabryśka samo zło. 
PS. Wiem, że Banana Song trochę straszy, ale no kto nie kocha tej piosenki ♥ 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Moje "wypociny"



Trudno jest się przedstawić, jeśli na swój temat wie się tak mało. Mogę powiedzieć tylko tyle, ile wiem. Mam na imię Nathan, liczę 20 lat. Tak jestem już pełnoletni, ale przedstawię wam, krótko moją historię. Niektórzy w przedziale wiekowym nazywanym buntem, bawią się świetnie, próbują to co zakazane, bo to podobno wtedy smakuje najlepiej. Niestety, mnie spotkało coś innego. Jako roczne dziecko wylądowałem w domu dziecka. Nie chcieli mnie, moi biologiczni rodzice, mnie porzucili. Nienawidzę ich za to. Jak można porzucić bezbronne dziecko, niewidome dziecko. Tak ja ten jak nie raz słyszałem przystojny chłopak jestem niewidomy. Nie widziałem nigdy tego jakże bujnego świata. Mój jest ciemny, tak jakby ktoś zapomniał wymienić spaloną żarówkę w pokoju zwanym zmysłem wzroku. Nawet nie próbuje ich szukać, nigdy nie chciałem ich spotkać. I tak bym ich nie zobaczył, to chyba jakiś plus, tego całego gówna zwanego życiem. No, ale wróćmy do mojego barwnego dzieciństwa. Jeszcze, że ślepy to świetnie kłamie. Bo nie było kolorowo. Byłem dzieckiem, nie mogłem funkcjonować jak inne dzieci, które też trafiły do domu dziecka. One biegały, śmiały się, gdy brały kredkę do rąk i coś rysowały, bądź kolorowały widziały kolory. Ja, aby się jeszcze bardziej nie ośmieszyć trzymałem się z dala od prac plastycznych. Gdy wychodziłem na dwór, często w coś, lub kogoś wchodziłem, słyszałem chichoty i durne teksty, które były wywołane przeze mnie. To nie było miłe. Im starszy byłem, tym bardziej te nie miłe słowa i gesty ze strony innych bardziej bolały, uderzały prosto w serce. Byłem bardzo cichym nastolatkiem, dla opiekunów z placówki, aż za bardzo. Wszyscy pracownicy udawali, że nie słyszą tych obelg kierowanych w moją stronę. Zero wsparcia, zero ratunku. Ale oni mnie nie obchodzili, mieli prawo, mnie nie lubić, czy cokolwiek innego. Miałem swój azyl. W pokoju z instrumentami muzycznymi stał fortepian, a że miałem wyostrzony zmysł słuchu, szybko nauczyłem się grać. Z wiekiem, co raz bardziej zatracałem się w muzyce. Komponowałem. Gdy miałem 14 lat, trafiła do nas dziewczyna – Claudia, była w moim wieku nie mogę wam powiedzieć jak wyglądała, ponieważ, no nie mogłem zobaczyć jej. Była inna od reszty, wolała samotność, nie wyśmiewała mnie. Polubiłem ją za to, ale bałem się podejść i zagadać. Ale to ona wyszła pierwsza z inicjatywą koleżeństwa. W końcu nakryła mnie jak gram i śpiewam. Było to peszące, gdy zatopiony w muzyce usłyszałem brawa. Byłem przerażony, bałem się że to któryś z tych wrednych typków co myślą że gdy się z kogoś nabijają to są fajni. Nie śmiała się, a nawet powiedziała, że jestem świetny w tym co robię. Kibicowała mi. Miała anielski głos, śpiewała razem ze mną. Gdy odbywały się jakieś występy z udziałem podopiecznych Domu Dziecka, my byliśmy „gwiazdami”. Ludzie nas doceniali. Nie wytykali tego, że jestem niewidomy. Bo tak naprawdę, by się nawet nie spostrzegli. Claudia była zawsze ze mną, byliśmy nierozłączni. Przeze mnie trochę cierpiała, bo ją wyśmiewali. Sądziłem, że mnie zostawi, ale przez te wszystkie niemiłe dla ucha i serca słowa staliśmy się jednością. Tak byłem w niej zakochany po uszy. Możecie nazwać mnie tchórzem, bo nie wykorzystałem sytuacji, że byliśmy blisko. Że nie pocałowałem jej. Nie chciałem niszczyć tego wszystkiego co zbudowaliśmy. Najtrudniej było nam się rozstać. Staliśmy się pełnoletni, nasze drogi się rozeszły. Ja wybrałem małe mieszkanie w centrum Londynu, a ona? Sam nie wiem. Pracowałem w teatrze. Stroiłem instrumenty. Spytacie, co się dzieje ze mną teraz. Spotkałem moją młodzieńczą miłość. Tak, Claudia jest moją narzeczoną i tak jak ja pracuje w teatrze, tylko teraz raczej nie stroję instrumentów. Występuję. Z nią. Tworzymy duet. Oboje śpiewamy, a ja w dodatku gram na fortepianie. Ludzie chętnie przychodzą na nasze występy co mnie cholernie dziwi. Cieszę się, że mam ją. Ona akceptuje mnie takiego jakim jest z moimi wadami zaletami. I życzę wszystkim, by też na swojej drodze spotkali taką osobę jak ja. 
 _____________________
To jest taka tam praca na konkurs. Jest podobna do tej kilka rozdziałów niżej. Ale inna. Chciałam znać opinię ludzi którzy siedzą w tym "biznesie". 
MA BYĆ OBIEKTYWNIE. Tyle proszę. :)